Wady i zalety blu-ray oraz serwisów streamingowych i dlaczego wolę fizyczne nośniki.
Dawno temu nie było serwisów streamingowych. W ogóle internet był w powijakach i nie mogło być mowy o streamowaniu jakichkolwiek materiałów video czy muzyki. W tym czasie fizyczne nośniki (DVD a jeszcze wcześniej VHS) panowały niemalże każdym zakątku świata.
Jeżeli nie chciało się oglądać telewizji, DVD było jedyną sensowną alternatywą. Główną ich zaletą było to, że wybieramy co i kiedy chcemy obejrzeć. Wadą niewątpliwe były ceny filmów. Ceny były główną przyczyną prężnie rozwijającego się rynku pirackiego.
Nielegalny dostęp do filmów był dodatkowo ułatwiony, gdyż DVD nie miało szczególnych zabezpieczeń przed kopiowaniem. Bez większych problemów można było uzyskać wierną kopię 1:1 z zerowymi stratami jakości.
Blu-Ray
To była zupełnie nowa jakość. Filmy w prawdziwej rozdzielczośći FullHD, ze ścieżką dźwiękową wielokanałową wysokiej jakości (przy czym tutaj Dolby Digital to ten najbardziej podstawowy kodek. Spektakularne wrażenia dają Dolby True HD, DD+ czy DTS:HD Master Audio). Przy odpowiednim sprzęcie grającym, trzeba by było być naprawdę głuchym i ślepym aby nie usłyszeć lub nie zobaczyć różnicy między filmem na DVD a Blu-Rayem.
Ku uciesze wytwórni filmowych, Blu-Ray miał bardziej zaawansowane zabezpieczenia antypirackie, w tym dość niesławne HDCP wprowadzony wraz ze standardem HDMI. HDCP sprawiało, że jeżeli gdzieś na torze między nośnikiem Blu-Ray a ekranem wyświetlacza, któreś z pośredniczących urządzeń nie obsługiwało HDCP, otrzymywaliśmy materiał o obciętej, pogorszonej jakości jeśli w ogóle. Tym sposobem, użytkownik, który chciał być legalny miał dodatkowo utrudnione życie a piraci… zabezpieczenia nośników zostały dość szybko złamane. Także jeśli komuś nie zależało na byciu legalnym, to de facto filmy w FullHD z dźwiękiem wielokanałowym, z bezstratną kompresją były łatwiej dostępne niż na blu-ray.
Internet się rozwijał. Transfery rosły. Ściągnięcie kilkunastu GB z filmem z torrentów było coraz mniejszym problemem, aż zaczęły się pojawiać serwisy streamingowe.
Streaming
Jeden z pierwszych, prawdziwym serwisem streamingowym z filmami było Hbo Go. To nie była jakość Full HD, ani dźwięk wielokanałowy. Głównie z tego względu, że ani kodeki nie były jeszcze tak wydajne jak teraz, ani łącza internetowe nie miały wystarczającej przepustowości. Ale jakość była na tyle przyzwoita, że dało się to zaakceptować. Za niewielką miesięczną opłatą mamy dostęp do filmów i seriali nie tylko produkcji Hbo.
Ale nie było też aż tak kolorowo. Serwis funkcjonuje trochę na zasadzie wirtualnej wypożyczalni. Owszem w ramach abonamentu, mamy dostęp do całej zawartości serwisu, ale zawartość… pojawia się i znika. Jest rotacyjna. Na przykład bardzo chętnie wróciłbym do serialu „Miasteczko Twin Peaks”. W sumie chyba tylko raz został udostępniony w całości na Hbo Go/MAX (teraz podajrze jest w SkyShowTime).
Netflix
Netflix funkcjonował w świadomości polskich internautów na długo przed pojawieniem się tego serwisu oficjalnie w Polsce. Krążyły o nim legendy, o świetnej zawartości, jakości FullHD itd..
Niewątpliwie pojawienie się Netflixa namieszało dużo na rynku. W przeciwieństwie do Hbo Go, dostęp do serwisu nie był uwarunkowany dodatkowym abonamentem u operatora (jak to było w przypadku Hbo. Hbo Go początkowo wychodziło jako rozszerzenie do standardowego Hbo dostępnego w telewizjach kablowych i satelitarnych. Potem zostało rozszerzone o operatorów telefonicznych).
Faktycznie na starcie oferował szerszą bibliotekę niż Hbo Go, ale zawartość też była rotacyjna. Plusem może być to, że seriale produkcji własnej Netflixa raczej są dostępne przez cały czas (nie potwierdzę tego w 100%). Seriale, filmy innych wytwórni są rotacyjne.
Blue-Ray vs Streamingi
Serwisy streamingowe zaczęły rosnąć jak grzyby po deszczu. Disney+, Amazon Prime, Apple, Google, SkyShowTime, Player.pl, Hbo Go zmieniło się w Max (faktem jest, że aplikacja Go na androida była archaiczna i strasznie powolna. Max jest trochę lepszy, ale też bez szału).
Na popularności mocno ucierpiały filmy na blu-ray. Między czasie mieliśmy premierę nośników blu-ray UHD z filmami w rozdzielczości UltraHD (4x FullHD – nie jest dokładnie tym samym co „klasyczne” 4k), ale producenci w ramach „promocji” filmy na Blu-Ray UHD mają czasami absurdalną cenę. Wysoka cena nie zachęca do zakupów. Skutkiem tego jest zmniejszenie nakładu, co za tym idzie: pogorszona dostępność.
Filmy na nośnikach coraz częściej są dostępne już nie tylko bez polskiej wersji ścieżki dźwiękowej. Czasami nie ma nawet napisów w języku polskim. Filmy na płytach stają się niskonakładowe. Dlatego, jeżeli chcemy zgarnąć film, zwłaszcza z tych niszowych – to lepiej jednak szybko się decydować na jego zakup. Później może nie być dostępny nigdzie.
Producenci odtwarzaczy też widać, że rezygnują z rozwoju urządzeń. W porównaniu do ekstremalnie szerokiej oferty telewizorów LCD, OLED, to odtwarzaczy jest kilka na krzyż.
Ewidentnie prym na rynku wiodą streamingi.
Dlaczego jednak Blu-Ray?
Ponieważ, faktycznie jesteśmy wtedy właścicielami nośnika z filmem. W trybie offline (czasami nawet najlepsze światłowody zawodzą) jest to jedyna możliwość obejrzenia filmu. Film jest na zawsze jeżeli nośnik lub odtwarzacz nie ulegnie uszkodzeniu. Po za tym, nie jestem uzależniony od widzimisię serwisu streamingowego czy film jest dostępny czy nie.
Z jakością filmów na streamingach też można polemizować. Na przykład wezmę rewelacyjną moim zdaniem „Diunę”.
Dysponuję szerokopasmowym internetem światłowodowym, projektorem, zestawem Amplituner + głośniki 5.1 – nie pierdziawki wielkości pudełka od zapałek, a pełnowymiarowymi kolumnami z subwooferem z głośnikiem niskotonowym 30cm. Teoretycznie film był w jakości fullHD z kodekiem dźwięku DD+ 5.1
Wrażenia były dobre. Jak mówiłem sam film robi tu robotę, ale …
Zakupiłem film na Blu-Ray. Ścieżka dźwiękowa Dolby Atmos TrueHD (nie mam głośników Atmos, nad czym trochę ubolewam, ale może przyjdzie na nie czas). Tego seansu nie dało się porównać. Zwłaszcza, jeżeli ktoś jest fanem danego tytułu – wrażenia były rewelacyjne! Film, teoretycznie tej samej jakości, ale jednak kompresja w streamingach jest tak duża, że nie widać tylu detali, co z nośnika fizycznego.
Dźwięk to poezja. W Hbo Max teoretycznie był dźwięk przestrzenny, ale szczerze kanały surround (na tylne głośniki) są prawie nieobecne. Wersja na Blu-Ray wgniata w fotel. Po raz kolejny „Diuna” na Blu-Ray przekonała mnie o słuszności inwestycji w taki zestaw. Głośniki zaczynają żyć właśnie przy takiej produkcji.
Takich przykładów mógłbym tylko mnożyć. Jeżeli takie róznice są przy „zwykłym” fullHD, to jakie mogą być przy UltraHD? Film na Blu-Ray UltraHD waży ok. 100GB. Jak niby serwis streamingowy miałby zapewnić taki transfer do iluś tysięcy użytkowników online jednocześnie? Jak różnicę w kompresji widać w rozdzielczości fullHD, to w UltraHD tym bardziej.
Pewnych ograniczeń nie da się po prostu przeskoczyć. Serwisy nie mogą też „przegiąć” ze zbyt mocnym kodekiem, zwyczajnie większość użytkowników ogląda filmy niemalże na tosterach o wydajności zegarka. Musi być obcięty bitrate, a kodek nie może być zbyt silny (czytaj: wymagający dla procesora cpu/gpu. Mocny kodek, oznacza, że przy tym samym tzw. bitrate – ilości danych na klatkę, sekundę można uzyskać obraz lepszej jakości, ale wymaga większej mocy obliczeniowej). Odbija się to na jakości, a objawia się tzw. artefaktami kompresji. Skutkuje to tym, że w dynamicznych scenach pewne „lokalne” strefy obrazu mają obniżaną rozdzielczość. Kodeki starają się ten efekt maskować, różnymi algorytmami do „wygładzania” pikseli. Stwarza to teoretycznie wrażene, że obraz na niczym nie stracił, ale jednak wielu szczegółów już nie będzie. Gdy obraz jest bardziej statyczny, jakość może być nawet bardzo wysoka przy niskim bitrate. Jeżeli scena jest dynamiczna, bitrate może być nawet 4-krotnie wyższy a i tak kodek będzie obcinał lokalnie rozdzielczość, ponieważ jest za mało danych, aby uzyskać więcej detali.
Dlaczego streaming?
Wygrywa wygoda. Widać, że jakość jakością, może i jest gorsza niż na Blu-Ray, może nie ma dokładnie każdego filmu, który wyszedł kiedykolwiek, ale…. większości to nie interesuje.
Jest piątek wieczór, nie mam ochoty się wgłębiać w niuanse, chcę zabijacza czasu i świadomości. Nie musi to być nawet za mądra produkcja – od taki odmóżdżacz. Streaming idealnie wypełnia lukę między zwykłą telewizją (bo jednak mamy wybór co i kiedy chcemy obejrzeć) a filmami na Blu-Ray. Film trzeba kupić, trzeba mieć odtwarzacz, trzeba tą płytę włożyć do napędu… kliknąć pilotem play (aczkolwiek niektóre filmy włączają się bez klikania w nic ;-))
98% współczesnych telewizorów ma preinstalowane aplikacje streamingowe, także kwestia użytkowania została uproszczona do niezbędnego minimum.
To wszystko powoduje, że z luki rynkowej, zrobiła się wyrwa, a nośniki z filmami stają się niszą dla zapaleńców.
Konkluzja
Jako fan jednak nośników fizycznych (choć sam też dużo oglądam na streamingach – głównie z tego względu, że filmy na blu-ray wybieram tylko takie, które naprawdę warto mieć, a bez wcześniejszego obejrzenia, kupienie filmu w ciemno jest sporym ryzykiem) widzę pewną iskierkę nadziei.
Wydawcy zaczynają zjadać swój własny ogon. Klasyka. Korporacje są pazerne i w tej pazerności, w końcu się mogą przeliczyć i blu-ray (jakkolwiek też produkt korporacji, ale jednak z niezaprzeczalnymi zaletami) zacznie znów zyskiwać na popularności.
Tym „zjadaniem własnego ogona” jest wysyp coraz to nowych serwisów. Niedługo każda wytwórnia będzie miała chyba własny streaming. Tego robi się za dużo. Podwyżki cen. Ceny dostępu do serwisów, zaczną odgrywać decydującą rolę. Jeśli dojdzie do przekroczenia masy krytycznej, automatycznie ludzie zaczną szukać alternatyw: albo oferującą lepszą jakość albo lepszą/łatwiejszą/tańszą dostępność.
Już pojawiły się pierwsze raporty, że torrenty zaczynają wracać do łask i to nie w tych najbiedniejszych krajach, ale w tych wysokorozwiniętych takich jak USA, Niemcy, Kanada, Szwecja.
Jak pazerność korporacji będzie się pogłębiać, może się okazać, że zupełnie bezpieczną i legalną alternatywą będzie… Blu-Ray.
Jest to możliwe. Przypomnę, że został nakręcony Hype na płyty winylowe. Nie muszę chyba mówić, że ich obsluga do najwygodniejszych nie należy. Zajmują kupę miejsca. Dobry adapter nie kosztuje mało, a jednak w chwili obecnej zdominowały rynek nośników fizycznych. Hype jest nakręcony po pierwsze: swego rodzaju nostalgią za czasami minionymi, po drugie: teoretycznie lepszą analogową jakością dźwięku (nikt tu nie wspomina, że winyle są „żłobione” na podstawie cyfrowego źródła dźwięku, ale teoretycznie z bardzo wysokim bitratem, bez żadnej kompresji itd.)
Od czasu do czasu pojawiają się wznowienia tzw. klasyków filmowych na blu-ray i te już nie są tak drogie jak w chwili premiery. Przy lepszych wyprzedażach albo na rynku płyt używanych, da się znaleźć film na Blu-ray w cenie miesięcznego abonamentu Netflixa i to nie tego „Family”.