W ciągu ostatnich paru tygodni jesteśmy świadkami kolejnej rundy walki youtube’a z użytkownikami?
Youtube jest szalenie rozpoznawalnym serwisem w internecie. Definiuje całą klasę usługi, która stała się synonimem.
W tej „walce” ścierają się ze sobą 2 racje.
Youtube umożliwia dowolnemu użytkownikowi wrzucenie dowolnego filmu, dowolnej długości. Film ten jest później dostępny dla każdego użytkownika na świecie, których spokojnie można szacować na kilkaset milionów użytkowników dziennie.
Może to być dowolny film trwający od kilku minut, do nawet kilkudziesięciu godzin. Do tego oferowana jest usługa transmisji na żywo i zapisania jej i udostępniania „po” transmisji.
Żeby taka usługa mogła być możliwa, oprócz naprawdę bardzo inteligentnych rozwiązań na poziomie programistycznym, potrzebna jest rozbudowana infrastruktura: ogromnych pojemności dyskowych, ogromnych bardzo wydajnych łącz internetowych (nawet nie będę próbować szacować jakiego rzędu mogą to być przepustowości), serwerownie rozlokowane w wielu miejscach na świecie, które na bierząco „optymalizują” dostępność filmu między kontynentami i regionami, no i tak prozaiczna sprawa, jak zapotrzebowanie energii elektrycznej.
To wszystko razem powoduje, że youtube do działania potrzebuje zasobów. Zasobów liczonych w dolarach. Ani dysków nie ma za darmo, ani serwerowni nie da się wybudować za darmo itd. itd.
Google nie jest ani państwową publiczną instytucją czy międzynarodową, ani fundacją charytatywną. Musi zarabiać pieniądze! Dodatkowo, aby zachęcić użytkowników do tworzenia i wrzucania treści, twórcy też otrzymują jakiś dochód (niestety nie powiem jakiego rzędu jest to dochód).
Jednym ze źródeł dochodów, są z całą pewnością reklamodawcy. Szczególnie ostatnio, google znacznie zwiększył udział reklam pojawiających się w trakcie oglądania jakiegoś filmu. Drugim, do którego google stara się przekonać użytkowników – nawet bardzo intensywnie (przy okazji reklam) jest subskrypcja youtube premium. Ma teoretycznie zapewniać dostępność filmów bez reklam.
Racja użytkownika.
W moim przekonaniu, są 2 (no może 3) główne powody dużej popularności youtube: twórcy, niezależni od wielkich koncernów medialnych mają dużą swobodę twórczą. Dostarczają naprawdę bardzo ciekawy i wartościowy „content” (ja głównie skupiam się na kanałach popularnonaukowych, blogerach technologicznych, krytykach filmowych – o takie tam), który jednocześnie jest na tyle niszowy, że jest małoprawdopodobne, aby tvn czy polsat zdecydował się na realizację takich programów. Można je obejrzeć o dowolnej porze dnia i godziny. Jak mam ochotę, mogę obejrzeć całą bibliotekę twórcy, albo oglądać po jednym filmiku dziennie: rano, wieczorem, w Środę, Sobotę czy Niedzielę. No i … (przy najmniej za czasów tego „starego” youtube’a) nie było reklam. Jedną z bardziej irytujących rzeczy w tradycyjnej telewizji jest przytłaczająca ilość reklam.
Użytkownicy nie lubią reklam – nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem. Ok, kilka ogłoszeń jakiś zachęt da się znieść, ale jak zaczyna się ich robić za dużo, moim zdaniem zaczyna zniechęcać i odpychać.
Użytkownicy lubią youtube. Gdyby tak nie było, youtube, przy tym co teraz z tym serwisem robi google dawno by umarł. W związku z tym, nie dziwi, że nastąpiła próba pogodzenia tych dwóch rzeczy: adblocki.
Adblocki przez wiele lat, na youtubie działały rewelacyjnie. Można było zapomnieć, że w ogóle są jakieś reklamy na youtubie. Ale na pewno nie mogło się to podobać właścicielowi, który chce zysku. A jak wspomniałem wyżej, utrzymanie pochłania gigantyczne pieniądze. Na pewno też, oprócz tego, że youtube rok rocznie generuje (lub generował, niewiem jak to wygląda za ostatnie 2 lata) straty liczone są w setkach milionów dolarów rocznie.
Taka ciekawostka. Youtube przynosi (a przy najmniej przynosił, ciekawe jak będzie wyglądał raport za ostatni rok, gdzie google wyraźnie zintensyfikował komercjalizację) gigantyczne straty finansowe, a mimo wszystko google wciąż utrzymuje ten serwis. Można wywnioskować, że albo z obliczeń księgowych wychodzi, że może przynosić zyski w przyszłości, albo w rzeczywistości youtube generuje przychody z innych usług i sumarycznie jednak bardziej opłaca się go utrzymywać, niż sprzedać lub zamknąć.
I tak o to doszliśmy do sedna. Youtube kontra adblocki (raczej kontra użytkownicy). Serwisy (nie tylko youtube) uczą się wykrywać stosowanie adblocków i wyświetlają prośbę lub ostrzeżenia, aby wyłączyć adblock, inaczej treść zostanie zablokowana. W poprzedniej rundzie, nowa wersja blokerów reklam, intelignetnie pozwalały na odpalenie reklamy, ale udając użytkownika „przewijały” reklamę.
To co google zrobiło teraz (faktycznie sprawdziłem, że tak to zaczęło działać), to zaczęło sztucznie spowalniać działanie filmów na youtube. Lagi w reakcji na akcję użytkownika potrafiły być kilkunastosekundowe. Można było odnieść wrażenie, że albo komputer znacznie spowolnił (podobnie reagował stareńki i3 2120) albo jest jakiś problem z łączem internetowym 🙂
Co dalej?
Pytanie: Jak daleko jest do przekroczenia „masy krytycznej”?. Tutaj masa krytyczna ma 2 wymiary: wymiar właściciela (właścicieli, bo inne serwisy też przeginają z reklamami, ale nie są tak popularne i powszechne jak youtube) oraz wymiar użytkowników.
Ewidnentnie google idzie na starcie z użytkownikami. Niechcesz reklam? Kup youtube premium. Skąd można mieć pewność, że google potem nie stworzy usługi np. premium+? Zwykły premium puszcza np. tylko jedną reklamę, a + ponownie zero reklam i dodatkowo użytkownik będzie mógł w ramach abonamentu objerzeć (oczywiście 1 raz, nie wiele razy ;-), klikniesz i wyłączysz po kilku sekundach? Twoja strata ;-)) kilka filmów „z wypożyczalni”. Korporacje mają to do siebie, że są pazerne. Jak zadziała jedna akcja, to może zadziała druga i „za darmo” bez zwiększania kosztów uda się zarobić jeszcze więcej?
Użytkownicy mogą wkońcu powiedzieć dość. Moim zdaniem, zaczyna to być kwestia pojawienia się sensownej alternatywy. Użytkownicy niechętnie zmieniają swoje przyzwyczajenia, ale jak pojawi się usługa, która będzie podobna, ale bez korporacyjnych mankamentów, może szybko przejąć widownię.
Moim zdaniem, widać już tego pewne symptomy, ale spowodowane są innymi czynnikami. Mam tu na myśli problemy z przycinaniem „zasięgów” mniej popularnych twórców i to zarówno przez youtube’a jak i facebooka. Część twórców zaczęło np. uciekać do „tradycyjnych newsletterów”, czy wprost stron internetowych (nie na facebooku). Na własnej stronie nie ma problemów z autocenzurą, przycinaniem zasięgów. Wymaga to większej aktywności ze strony użytkownika, większych nakładów i wysiłku w promocji, ale w zamian, twórca ma większą swobodę (coś co charakteryzowało ten „pierwotny” internet).
Problem może być w zasobach. Alternatywa do youtube’a będzie wymagać wielkich zasobów. Nawet gdybyśmy ograniczyli możliwość wrzucania filmików, tylko przez wybranych twórców (czyli np. brak możliwości wrzucenia 24 godzinnej transmisji z palenia się ognia w kominku, czy transmisji z przepływu wody w strumyku, bo są i gorsze ;-)) to i tak będzie to wielkie przedsięwzięcie.
Gdyby twórcy, wrzucali filmiki, ale tylko na swoich stronach. Dodajmy do tego alternatywę youtube’a polegającą na indeksowaniu lub podlinkowywaniu filmu w indeksie, zaczyna mieć to więcej sensu.
Zobaczymy jak się to potoczy. Mogę mieć mylne wyobrażenie, może użytkownicy lubią losowe reklamy przygłupich gier na androida?